Obserwując social mediowe trendy, nie sposób nie zauważyć nowego: wdzięczność i afirmacja. Czy wschodnia duchowość naprawdę sprawdza się w mediach społecznościowych?
Nie afirmujesz? To zacznij
Afirmacja (mniej więcej) polega na przekonywaniu samych siebie do jakiejś myśli. Pozytywne zdania, które wypowiadamy, mają w jakiś sposób kształtować naszą rzeczywistość. Najczęściej mają wpłynąć na naszą samoocenę. To praktyka znana od lat, choć niestety nie zawsze wykorzystywana w szczytnym celu – służy też manipulacji.
Afirmacja w celu budowania pewności siebie wydaje się być całkiem niezłą, nieinwazyjną metodą. Tak samo jak praktykowanie wdzięczności. Przyjemnie jest doceniać drobne elementy codziennego życia i cieszyć się nimi.
Skąd ten pomysł?
Wdzięczność i afirmacja to dziś mocny trend w mediach społecznościowych, a praktyki te mają swoje korzenie w filozofii Dalekiego Wschodu. Polecają je konta psychologiczne, profile prowadzone w duchu „mindfullness” i liczne influencerki zajmujące się szeroko pojętym lifestylem.
Afirmacja ma na celu np. przyciągać do nas pieniądze. Wdzięczność zapewnia nam zaś spokój i polepszenie relacji (ze sobą, innymi oraz całym światem). Na fali tego trendu wzrosła też popularność książki „Potęga podświadomości” Josepha Murphy’ego. Piękne cytaty, harmonijne kompozycje na zdjęciach. Joga w szytych na miarę legginsach i medytacja pod okiem buddyjskiego mnicha. Taki portret ma ten trend w social mediach. Wszystko byłoby okej, gdyby nie…
Czy wdzięczność i afirmacja mogą być „toksyczne”?
Gdyby nie to, że coraz częściej ten content staje się toksyczny. Wdzięczność i afirmacja w praktyce przybiera groteskową formę, czasem zastanawiamy się, czy są w ogóle szczere. Czy codzienne bycie wdzięcznym za posiłek, wschód słońca i to, że autobus do pracy się nie spóźnił, naprawdę zapewni nam szczęście?
Czy w dobie afirmacji, pozytywnych wibracji i doceniania codzienności mamy prawo w ogóle narzekać? Otóż niekoniecznie. Narzekając, często można spotkać ścianę w postaci „jesteś niewdzięczny, nie doceniasz tego co masz, INNI MAJĄ GORZEJ” (ta ostatnia kwestia jest najbardziej toksycznym i nietrafionym „argumentem” jakiego można kiedykolwiek użyć).
A co, jeśli mamy zły humor, dzień, tydzień, miesiąc? Jeśli pozytywne wibracje akurat w nas nie rezonują i wszechświat zdaje się być przeciwko nam? Prawdopodobnie za mało afirmujemy. 😉
Przyjmując tę perspektywę, zastanawia nas też kwestia rozwoju i zmian. Skoro wszystko doceniamy, a niezadowolenie jest z gruntu złe, to jaki sens ma np. zmiana pracy? Czy ostatecznie to co mamy, może nam… nie wystarczać?
Mnożenie pytań nie dostarcza nam odpowiedzi. Jesteśmy jednak przekonani, że do osiągnięcia życiowego szczęścia i spełnienia nie wystarczy być wdzięcznym i afirmować. Pozwalajmy sobie narzekać i trzeźwo oceniać swoją życiową sytuację. Kontestacja i bezlitosne refleksje mile widziane. Pamiętajcie też, że każdy kryzys jest początkiem rozwoju.
Chyba, że wdzięczność i afirmacja rozpoczyna się od miesięcznego pobytu na Bali – owszem, wtedy nie narzekamy.