bycie fit

Bycie “fit” – czy to jest zdrowe?

Ostatnio pisaliśmy o ruchu body positive. Odbiorcy często w jego kontrze stawiają instagramową branżę fitness, żeby nie być jednostronnym, dziś o cieniach “fit” mody. 

Kult ciała

Media społecznościowe na przestrzeni lat wykreowały konkretny kanon ciała – wysportowana, szczupła sylwetka postrzegana jest jednogłośnie jako atrakcyjna. Instagramowe konta prezentujące ten typ, biją rekordy. Nic więc dziwnego, że nieustannie pojawiają się profile z kolejnymi sportowymi influencerami. 

Bycie “fit” od lat jest mocnym trendem w social mediach. Gdybyśmy mieli wyznaczyć punkt zwrotny w tej swoistej “modzie”, byłoby to pojawienie się na rynku Ewy Chodakowskiej @chodakowskaewa. Jej programy treningowe zrobiły niesamowitą furorę wśród Polek w każdym wieku. Została niekwestionowaną fitness guru, która obecnie może pochwalić się bogatym dorobkiem biznesowym. Nie inaczej sprawa ma się z Anną Lewandowską @annalewandowskahpba. Wielokrotnie nagradzana sportsmenka również zasłynęła w polskiej branży fitness i zbudowała własne imperium biznesowe – healthy plan by ann. Obie persony to przykład osób aktywnych sportowo od lat, które przed social mediami miały już osiągnięcia i własne biznesy. 

Obecnie branża fitness pełna jest kolejnych trenerów i trenerek personalnych, dietetyków i dietetyczek oraz… influencerek, które po prostu “wyglądają idealnie”. Większość opatrzona jest treściami propagującymi sport, zdrowy tryb życia i racjonalną dietę. Nie sposób negować pozytywnych stron tej “fit mody”. Aktywność fizyczna jest niesłychanie ważna w zachowaniu dobrego samopoczucia i zdrowia. Ale…

Krytyka branży fitness

“Bycie fit”, fit influencerzy i fit konta na instagramie stały się bardzo intratne finansowo. W grę wchodzą liczne współprace  z różnymi firmami z branży fitness (sportowe ubrania, odżywki, akcesoria, witaminy itd.). Coraz częściej influencerzy zakładają też własne firmy, w których oferują np. odzież do ćwiczeń, akcesoria, serie suplementów, e-booki z przepisami czy nagrania treningów. Tak jak chyba każda branża, tak i tu działania spotykają się również z negatywnymi opiniami. Krytyka dotyka kilku kwestii.

Jedna droga dla wszystkich

Niektóre konta ignorują aspekt zdrowotny i podrzucają swoje pomysły/plany/diety jako remedium na wszelkie bolączki obserwatorów. To, że jakieś rozwiązanie działa u jednej osoby, nie sprawi automatycznie, że zadziała też u drugiej. Ślepe podążanie za radami influencera, może być zgubne w skutkach dla naszego zdrowia. 

By zostać dziś dietetykiem i trenerem personalnym, wystarczy skończyć kilkudniowe kursy internetowe. Otrzymane certyfikaty teoretycznie uprawniają do tworzenia planów dietetycznych i ćwiczeniowych dla innych. W praktyce jednak okazuje się, że umiejętności i wiedza na nich zdobyte, nie są wystarczające. Skutkiem tego może być np. sytuacja, w której dany influencer sprzedaje wszystkim swoim obserwatorom tę samą dietę nie zważając na ich uwarunkowania, tryb życia czy problemy zdrowotne.

To szkodliwe oraz deprecjonujące w stosunku do osób, które zdobyły obszerną wiedzę podczas wielu lat edukacji. Domorosły trener i kanapowy dietetyk nie zastąpią konsultacji u wykwalifikowanych specjalistów, którzy oprócz wiedzy posiadają też wieloletnie doświadczenie.

Retusz, filtry, operacje – bycie fit „naturalnie”

Konta prezentujące idealny typ sylwetki, za którym rzekomo stoi ciężka praca, wielokrotnie przyłapane były na retuszu zdjęć. Zakłamywanie rzeczywistości tworzy niezdrowe wzorce wśród odbiorców. Tak samo jest z negowaniem zabiegów medycyny estetycznej – zdarza się, że influencerzy nie są szczerzy, ukrywając fakt, że poddały się jakiemuś zabiegowi.

Takie zachowania są po prostu toksyczne. Ufny obserwator z zachwytem patrzy na idealne ciało z perfekcyjnymi proporcjami, które… nie jest prawdziwe. Mocne filtry, retusz i zabiegi tworzą alternatywny, internetowy świat, który nie ma pokrycia rzeczywistości, jednak może na nią destrukcyjnie wpłynąć, np. prowadząc kogoś do dysmorfii. Z resztą, wielu uważa, że poprawianie swojego ciała w programach graficznych już jest przejawem tego zaburzenia.

Wystarczy tylko…

Bycie “fit” krytykowane jest też za wywieranie ogromnej presji na odbiorcach i jednoczesne budowanie na tym biznesu. Wielokrotnie obserwatorki słyszą z ust influencerów “wystarczy chcieć”, ”15 minut dziennie i wymarzona figura jest Twoja”, “kup mój ebook i wypracuj życiową formę na lata”. Niestety, większość z tych obietnic jest nierealna.

Obserwując fit influencerów często zapominamy, że ich życie opiera się właśnie na byciu fit. Ich pracą jest trening, gotowanie i tworzenie przepisów. Nijak ma się to do realiów przeciętnego obserwatora, który np. ma angażującą pracę na cały etat, czteroosobową rodzinę, a dojazd do biura zajmuje mu rano godzinę. W takich warunkach trudno jest odbywać codzienny trening, co tydzień stawiać się na wizycie u fizjoterapeuty oraz ściśle trzymać się rozpisanej diety. 

Zdarza się, że w pogoni za wymarzoną sylwetką, przekraczamy pewne zdroworozsądkowe granice, np. zadłużając się na catering dietetyczny czy treningi personalne. Czasem brakuje też umiaru w suplementach. Ich wybór jest ogromny, kolejni influencerzy reklamują nowe środki, które mają przybliżyć nas do celu. Należy jednak pamiętać, że suplementy diety nie mają udowodnionego klinicznie działania, tym właśnie różnią się od leków. Dodatkowo, często przyjmujemy ich za dużo, nie kontrolując ich wpływu na swoje zdrowie.

Mimo wszystko, moda na bycie “fit” motywuje odbiorców do zadbania o swoje zdrowie. Aktywność fizyczna jest w tej kwestii niezwykle ważna. Trend “fit”, tak jak “body positive”, ma swoje ciemne strony. Wierzymy jednak, że z biegiem czasu ewoluuje, zostawi za sobą sztuczny obraz i zostanie przy propagowaniu pozytywnych wzorców. “Tak” dla zdrowej aktywności fizycznej i odżywczej, racjonalnej diety, “nie” dla fałszywej idealizacji, sztywnych kanonów piękna i biznesów kosztem dobrego samopoczucia innych.